Nauka Świata Dysku IV. Dzień sądu Terry Pratchett 7,0
ocenił(a) na 67 lata temu (recenzja pierwotnie ukazała się na Szortal.com)
Kłamstwa dla dzieci i kłamstwa dla dorosłych
Hubert Przybylski
Czy wiecie, że to wszystko, co nas otacza, co stworzyła ludzkość, aby żyło się łatwiej i wygodniej, to zasługa tysięcy lat gigantycznej prowizorki i wszechobecnej kontroli, o jakiej nie śniło się nawet Wellsowi? Czyli, mówiąc wprost, to zasługa nauki. Cóż. Takie zdanie o nauce mają współautorzy mojego dzisiejszego obiektu zainteresowania - "Nauki Świata Dysku IV. Dniu Sądu" - Ian Stewart i Jack Cohen, którzy po raz kolejny, przy pomocy Terry'ego Pratchetta, mierzą się z ludzkim spojrzeniem na otaczający nas wszechświat. Czy przekonali mnie do swoich twierdzeń? O tym na końcu.
"Nauka Świata Dysku IV" to częściowy powrót do kwestii, które Stewart i Cohen podejmowali w poprzednich tomach "Nauki...". Z jednej strony jest to wymuszone tematem omawianym w najnowszej książce, czyli kwestią powstania i rozwoju nauki oraz jej ciągłych zderzeń z religiami. Z drugiej - nie mieli innego wyjścia, gdyż przez te piętnaście lat, kiedy powstawały poszczególne tomy "Nauki...", poziom naszej wiedzy o nas samych i naszym otoczenie ździebko się nie tylko powiększył, ale też zmienił wewnętrznie.
Bardzo mi się podoba sposób, w jaki Autorzy łączą wiedzę z różnych dziedzin wiedzy, aby pokazać wielowymiarową pajęczynę połączeń i wpływów kształtujących wszechświat i rozwijające się w nim życie. Podoba mi się, że są w stanie przyznać się do wcześniejszych pomyłek i do niewiedzy w jakiejś kwestii*. Bardzo spodobała mi się ich wizja świata nauki, który opiera się na ciągłych prowizorkach, na nieustannym sprawdzaniu przez jednych naukowców teorii wysnutych przez drugich**, na kompletnie głupich metodach badań*** i notorycznych uproszczeniach. Która to nauka jednak na każdym kroku pokazuje, że działa - samoloty latają (choć biorąc pod uwagę nasz dzisiejszy poziom wiedzy nie powinny),internet śmiga (przynajmniej u niektórych),a tłum daje się manipulować jednostkom.
Jeśli chodzi o główny temat książki, czyli o kwestię nauki w kontekście wiary i wiary w kontekście nauki, to tutaj książka podoba mi się nieco mniej. Autorzy pokazują, czasami dobitnie, czasami od niechcenia, że nauka obala wiarę, że wiara jest niemądra, niepraktyczna, a co najgorsze, wręcz nienaukowa! Robią to powołując się na wielkich naukowców - Kopernika, Newtona, Darwina, czy Einsteina. Szkoda tylko, że zapominają, że ci wielcy naukowcy byli nie tylko wierzący, ale i praktykujący. Nie spodobało mi się to, że mimo przytaczania masy artykułów, prac naukowych, itp., na poparcie swoich tez, nie chciało im się pokazać, że są także inne głosy. Np. w postaci wyników ankiety, jaką kilka lat temu wśród amerykańskich naukowców należących do American Association for the Advancement of Science**** przeprowadzili badacze z Pew Research Center*****. Czy dlatego, że wg. wyników tej ankiety większość naukowców okazała się wierząca (51% wobec 41% niewierzących i 8% tych, którzy tak na wszelki wypadek zostawili sobie otwartą furtkę)? Nie wiem, jak Wam, ale mnie takie podejście do tematu wydaje się cokolwiek nienaukowe...
Jest jeszcze jedna kwestia, którą trzeba poruszyć. Poziom trudności tekstu. O ile pierwszą czy drugą książkę da się radę przeczytać i zrozumieć mając wykształcenie średnie, o ile trzecia wymagała nieco większego poziomu wiedzy i otwartości myślenia, to najnowsza część wymaga już ździebko solidniejszych podstaw. I to z wielu różnych dziedzin nauki. Bez bicia się przyznam, że często brakowało mi tej wiedzy (najbardziej chyba filozofii) i musiałem zasięgać porady u Wujka Gógla i cioci Wiki.
Moja ocena - 6,5/10. To zdecydowanie najcięższa naukowo pozycja spośród wszystkich "Nauk Świata Dysku", dodatkowo okraszona mniejszą i nieco słabszą jakościowo niż we wcześniejszych częściach, czasami wręcz sprawiającą wrażenie wymuszonej porcją twórczości Terry'ego Pratchetta. W dalszym jednak ciągu jest to lektura zdecydowanie warta przeczytania, gdyż pozwala nieco szerzej spojrzeć na to, co nas otacza.
A wracając do pytania postawionego we wstępie - czy Stewart i Cohen przekonali mnie do swoich twierdzeń? W kwestiach nauki zdecydowanie tak. Natomiast jeśli chodzi o kwestię nauki i wiary, to nie - podeszli do tematu zdecydowanie nienaukowo - zbyt jednostronnie, zbyt, można by nawet rzec, ekstremistycznie.
* choć może to dlatego tak łatwo im przychodzi, że to nie oni się pomylili i nie oni wykazali się niewiedzą?
** można wręcz odnieść wrażenie, że ogromna większość naukowców zajmuje się właśnie obalaniem teorii, a tylko nieliczni ich stawianiem.
*** świetne porównanie działania Wielkiego Zderzacza Hadronów do zrzucania pianina (lub fortepianu, już nie pamiętam, a nie zrobiłem sobie zakładki :/ ) z dużej wysokości, a potem wnioskowania, wyłącznie po odgłosach zderzenia, z czego jest zbudowane i jak działa owo pianino (tudzież fortepian).
****http://pl.wikipedia.org/wiki/American_Association_for_the_Advancement_of_Science
*****http://articles.latimes.com/2009/nov/24/opinion/la-oe-masci24-2009nov24; podobne wyniki (48% deklarujących wiarę w Boga/Bogów) osiągnęła prof. Elaine Howard Ecklund z Rice University, która w 2005r. przeprowadziła ankietę wśród naukowców pracujących w głównych uczelniach technicznych USA. W tym w MIT.